20-24.08
Ostanie 3 i pół dnia spędziliśmy w Mount
Robson Provincial Park na trasie wokół najwyższego szczytu kanadyjskich gór
skalistych- Mt Robson.
A w górach było tak...
Kinney Lake
Emperor Fall
Berg Lake- jedyne ciepłe miejsce na trasie
Lodowiec Berg
Mt Robson w chmurach
droga do Snowbird Pass
Mroźny poranek
Widok z daleka na Emperor Fall
Pięknie, prawda?
Całość trasy robi się w 3-4 dni (są też
tacy co pokonują ją w 2). Żeby wejść na trasę należy mieć zarezerwowane miejsca
i trzeba zarejestrować się w Visitor Centre. Park ma ogólną politykę
ograniczania ilości ludzi na trasie dlatego miejsca noclegowe są ograniczone (a
miejsca noclegowe to nic innego jak kawałek równej przestrzeni na namiot).
Pierwszego dnia przeszliśmy ok 11 km. Trasa
nie była trudna ale i tak koło 18 smacznie spaliśmy już w swoim namiocie bo poczuliśmy
zew europejskiej strefy czasowej J
Drugi dzień był zdecydowanie trudniejszy,
dystans do pokonania mieliśmy niewiele dłuższy, ale czekało nas sporo podejścia.
Droga pięła się w górę, a my mijaliśmy
kolejne, coraz to większe wodospady (duże góry- duże wodospady). Zwieńczeniem
dnia był piękny widok na lodowce spływające do jeziora Berg. Drugą noc
spędziliśmy kawałek za jeziorem Berg na malutkim i dzikim polu namiotowym (max.
5 namiotów). Po rozbiciu się, ruszyliśmy, już bez ciężkich plecaków na krótki
wypad w stronę Snowbird Pass- przełęczy z której schodzi największy lodowiec w
okolicy.
Noc była bardzo zimna, rano wszystko wokół
pokryte było szronem. O 6 rano pobudkę zaserwował nam jeleń z długimi uszami
kszątający się wokół naszego namiotu! J
Noc była zimna, ale za to poranek piękny! W całej swojej okazałości ukazał nam
się bohater wycieczki- Mt Robson.
Trzeci dzień upłynął nam na szybkim
traceniu wysokości- droga w dół była zdecydowanie łatwiejsza niż w stronę
przeciwną, ale pod koniec dało się odczuć w stopach ciągłe schodzenie w
dół. Ostatnią noc spędziliśmy przy
bardzo spokojnym i malowniczym Kinney Lake grając w karty i pijąc ostatnią kawę
J (bo herbaty
zapomnieliśmy).
Jak myślicie o polu namiotowym w górach
skalistych to jak sobie je wyobrażacie?
Wygląda to tak: każde pole ma jasno określone
granice i wytyczone miejsca gdzie można rozbić namiot. Na namiocie musisz mieć
zawieszony bilet który potwierdza to że jesteś zarejestrowany na szlaku. Poza
tym na ‘kempingu’ znajduje się miejsce do mycia naczyń (miednica na drewnianym
stoliku i ‘odpływ’ w postaci dziury z kamieniami). Poza tym w bezpiecznej
‘niedźwiedziowej’ odległości od namiotów znajduje się toaleta. Toaleta to nic
innego jak dziura w ziemi, ale z sedesem więc nie jest tak źle J Na drzwiach kibelka
jest 5 tysięcy razy napisane, że: masz zamknąć klapę po robocie (bo
niedźwiedziom będzie ‘pachnieć?’), masz nie wrzucać śmieci, i masz zamknąć na
zasuwę drzwi do latrynki żeby misiowi nie przyszło do głowy z niej skorzystać.
W kolejnym miejscu, również w bezpiecznej odległości znajdują się szafki
antyniedźwiedniowe. Generalnie wszystko jest perfekcyjnie zorganizowane, trasa
super oznaczona i naprawdę można czuć się względnie bezpiecznie*


Na trasie można spotkać sporo ludzi, z
baaaardzo dużymi plecakami. Przez dwa dni zastanawialiśmy się co w nich jest,
tajemnica wyjaśniła się przy robieniu śniadania. My zalewamy sobie kolejną
niezbyt dobrą sztuczną jajecznicę z proszku, a kanadyjska mama robi swoim
kanadyjskim dzieciom prawdziwe kanadyjskie pancakes (naleśniki) z masełkiem i
syropem klonowym!!! Żeby to zrobić przez 23 km trzeba w plecaku nieść:
kuchenkę, gaz, patelnię, miskę na ciasto, chochelkę do nalewania ciasta, łopatkę
do obracania naleśników, trzepaczkę do ubicia ciasta, masełko, ciasto no i
syrop klonowy… śmialiśmy się z trudów wynoszenia tego wszystkiego na prawie dwa
tysiące metrów, do czasu jak poczuliśmy zapach…. No ale wróciliśmy do swojej
jajecznicy udając że nam smakuje.
Kolejnym etapem naszej podróży jest Jasper,
spędzimy tu kilka najbliższych dni. Jesteśmy na kempingu (z ciepłą wodą!) i
mamy doskonałą bazę wypadową na dalsze wycieczki, tym razem nieco krótsze.
*poza nocą kiedy nagle zachce Ci się
skorzystać z toalety. W takim wypadku bierzesz w dłoń Maćkową super latarkę,
papier toaletowy i gaz na niedźwiedzie i idziesz i udajesz że niczego się nie
boisz! J