poniedziałek, 25 sierpnia 2014

Berg Lake Trail

20-24.08

Ostanie 3 i pół dnia spędziliśmy w Mount Robson Provincial Park na trasie wokół najwyższego szczytu kanadyjskich gór skalistych- Mt Robson.


A w górach było tak...

 Kinney Lake



 Emperor Fall

 Berg Lake- jedyne ciepłe miejsce na trasie

 Lodowiec Berg

 Mt Robson w chmurach

 droga do Snowbird Pass



 Mroźny poranek




Widok z daleka na Emperor Fall









Pięknie, prawda?


Całość trasy robi się w 3-4 dni (są też tacy co pokonują ją w 2). Żeby wejść na trasę należy mieć zarezerwowane miejsca i trzeba zarejestrować się w Visitor Centre. Park ma ogólną politykę ograniczania ilości ludzi na trasie dlatego miejsca noclegowe są ograniczone (a miejsca noclegowe to nic innego jak kawałek równej przestrzeni na namiot).

Pierwszego dnia przeszliśmy ok 11 km. Trasa nie była trudna ale i tak koło 18 smacznie spaliśmy już w swoim namiocie bo poczuliśmy zew europejskiej strefy czasowej J
Drugi dzień był zdecydowanie trudniejszy, dystans do pokonania mieliśmy niewiele dłuższy, ale czekało nas sporo podejścia.
Droga pięła się w górę, a my mijaliśmy kolejne, coraz to większe wodospady (duże góry- duże wodospady). Zwieńczeniem dnia był piękny widok na lodowce spływające do jeziora Berg. Drugą noc spędziliśmy kawałek za jeziorem Berg na malutkim i dzikim polu namiotowym (max. 5 namiotów). Po rozbiciu się, ruszyliśmy, już bez ciężkich plecaków na krótki wypad w stronę Snowbird Pass- przełęczy z której schodzi największy lodowiec w okolicy.
Noc była bardzo zimna, rano wszystko wokół pokryte było szronem. O 6 rano pobudkę zaserwował nam jeleń z długimi uszami kszątający się wokół naszego namiotu! J Noc była zimna, ale za to poranek piękny! W całej swojej okazałości ukazał nam się bohater wycieczki- Mt Robson.
Trzeci dzień upłynął nam na szybkim traceniu wysokości- droga w dół była zdecydowanie łatwiejsza niż w stronę przeciwną, ale pod koniec dało się odczuć w stopach ciągłe schodzenie w dół.  Ostatnią noc spędziliśmy przy bardzo spokojnym i malowniczym Kinney Lake grając w karty i pijąc ostatnią kawę J (bo herbaty zapomnieliśmy).

Jak myślicie o polu namiotowym w górach skalistych to jak sobie je wyobrażacie?

Wygląda to tak: każde pole ma jasno określone granice i wytyczone miejsca gdzie można rozbić namiot. Na namiocie musisz mieć zawieszony bilet który potwierdza to że jesteś zarejestrowany na szlaku. Poza tym na ‘kempingu’ znajduje się miejsce do mycia naczyń (miednica na drewnianym stoliku i ‘odpływ’ w postaci dziury z kamieniami). Poza tym w bezpiecznej ‘niedźwiedziowej’ odległości od namiotów znajduje się toaleta. Toaleta to nic innego jak dziura w ziemi, ale z sedesem więc nie jest tak źle J Na drzwiach kibelka jest 5 tysięcy razy napisane, że: masz zamknąć klapę po robocie (bo niedźwiedziom będzie ‘pachnieć?’), masz nie wrzucać śmieci, i masz zamknąć na zasuwę drzwi do latrynki żeby misiowi nie przyszło do głowy z niej skorzystać. W kolejnym miejscu, również w bezpiecznej odległości znajdują się szafki antyniedźwiedniowe. Generalnie wszystko jest perfekcyjnie zorganizowane, trasa super oznaczona i naprawdę można czuć się względnie bezpiecznie*





Na trasie można spotkać sporo ludzi, z baaaardzo dużymi plecakami. Przez dwa dni zastanawialiśmy się co w nich jest, tajemnica wyjaśniła się przy robieniu śniadania. My zalewamy sobie kolejną niezbyt dobrą sztuczną jajecznicę z proszku, a kanadyjska mama robi swoim kanadyjskim dzieciom prawdziwe kanadyjskie pancakes (naleśniki) z masełkiem i syropem klonowym!!! Żeby to zrobić przez 23 km trzeba w plecaku nieść: kuchenkę, gaz, patelnię, miskę na ciasto, chochelkę do nalewania ciasta, łopatkę do obracania naleśników, trzepaczkę do ubicia ciasta, masełko, ciasto no i syrop klonowy… śmialiśmy się z trudów wynoszenia tego wszystkiego na prawie dwa tysiące metrów, do czasu jak poczuliśmy zapach…. No ale wróciliśmy do swojej jajecznicy udając że nam smakuje.


Kolejnym etapem naszej podróży jest Jasper, spędzimy tu kilka najbliższych dni. Jesteśmy na kempingu (z ciepłą wodą!) i mamy doskonałą bazę wypadową na dalsze wycieczki, tym razem nieco krótsze.



*poza nocą kiedy nagle zachce Ci się skorzystać z toalety. W takim wypadku bierzesz w dłoń Maćkową super latarkę, papier toaletowy i gaz na niedźwiedzie i idziesz i udajesz że niczego się nie boisz! J



1 komentarz:

  1. Hehehehe pancakes miażdzą :) a im pewnie i tak żal dupę ściskał na widok waszych kanapek z pasztetem i jajecznicy :P pozatym czekam na next stop ! :) Pozdr
    Gruby

    OdpowiedzUsuń