poniedziałek, 15 września 2014

Kanada


Przez cały wyjazd zastanawialiśmy się nad tym jaka jest Kanada.
Czy jest to fajny kraj do życia? Czy warto odwiedzać Kanadę? Z pewnością możemy na oba pytania odpowiedzieć- tak.
Zrobiliśmy sobie jednak małą listę tego, co nam się w Kanadzie podobało, a co trochę mniej. Przedstawione poniżej przemyślenia oparte są o nasze doświadczenia pobytu w dwóch prowincjach Kanady, nie wiemy więc czy możemy je uogólnić na cały kraj ale na potrzeby tego posta tak zrobimy.

+ Przyroda, przyroda i jeszcze raz przyroda! Ale to opisywaliśmy przez ostatni miesiąc więc chyba nie trzeba nikogo przekonywać że to prawda. 



+ CENA PALIWA- to ogromy plus. Po Kanadzie bardzo ciężko podróżuje się komunikacją publiczną. Autobusy jeżdżą na niewielu trasach, a ceny biletów są bardzo wysokie. Właściwie jeśli chce się zwiedzić prowincje to nie ma innej możliwości jak samochód. Dla przykładu- podczas 26 dni swoich wakacji przejechaliśmy 4000 km a na paliwo wydaliśmy niespełna 800 złotych!!!! , mimo że nasz samochód nie należał do ekonomicznych w europejskim rozumieniu tego słowa.

- brak autostrad- co wydaje się dziwne, ale tak. W Kanadzie właściwie nie istnieje coś takiego jak autostrada- są tylko drogi szybkiego ruchu z ograniczeniem do 90 km, czasem zdarza się 110. Z tego powodu niewielkie odległości pokonuje się w dość długim czasie. Z perspektywy turysty nie jest to problem, bo i tak co 5 km jest coś do zobaczenia i trzeba się zatrzymać, ale od ‘tubylców’ wiemy że jest to spory kłopot. Ale za to te drogi które są, są bezpłatne. Podobnie jest z parkingami na prowincji. Przy każdej atrakcji turystycznej jest spory parking, z dużymi miejscami do zaparkowania (to kolejny plus- miejsca parkingowe są większe niż nasze dzięki temu człowiek nie musi się przeciskać do swojego samochodu).

+ bardzo dobrze rozwinięta infrastruktura turystyczna. W każdym nawet małym miasteczku przy wjeździe znajduje się  informacja turystyczna, poza toaletami, setką bezpłatnych map i broszur informacyjnych jest też Internet J W większości pracują też bardzo mili i pomocni ludzie. Właściwie do Kanady można przyjechać bez mapy i człowiek z łatwością sobie poradzi. (pracownicy krakowskiego magistratu odpowiedzialni za turystykę mogliby się tu wybrać na jakiś czas i co nieco podpatrzyć)

- DROGO- nie aż tak jak się spodziewaliśmy, ale dla przeciętnego Europejczyka ceny mogą być przerażające. Zdecydowana większość produktów jest 3 razy droższa (np. najtańsza herbata to wydatek rzędu 15 zł, nie mówiąc o przyprawach które zaczynają się od 10 złotych za paczuszkę która u nas kosztuje 1,20). Rzadko bo rzadko, ale zdarzają się produkty tańsze niż u nas- np. kukurydza- dlatego nie będziemy jeść w Polsce kukurydzy przez najbliższe kilka lat! :)



+ Kanada to zdecydowanie nie kraj dla ludzi lubiących ‘europejską’ turystykę. To miejsce dla ludzi nastawionych na przyrodę. Miast jest bardzo niewiele, a zabytki w nich są niejednokrotnie niewiele starsze do nas J Kanada to miejsce w którym ludzie spędzają czas nad jeziorami i w górach, mieszkając na kempingach. W miasteczkach łatwiej znaleźć kemping niż hotel czy motel. Dla nas jest to ok, ale problem pojawia się gdy pogoda jest kiepska i człowiek nie ma ochoty moknąć na deszczu.

- brak zasięgu tel. (z jednej strony to plus bo można się całkowicie odciąć od świata). Zasięg telefoniczny jest właściwie tylko w miastach- a przypominamy że w Kanadzie nie ma ich zbyt wiele). Oceniamy że jakieś 80% naszego pobytu w Kanadzie byliśmy poza zasięgiem sieci. Może być to dość niebezpieczne jak np. złapiesz gumę czy zepsuje Ci się samochód a do najbliższego miasta masz 150 km.

+ BEZPIECZEŃSTWO- Kanada to kraj w którym można czuć się bezpiecznie. W górach normalnym widokiem jest rzucony w krzakach plecak (bo np. jego właściciel poszedł sobie oglądać wodospad) czy wózek dziecięcy zostawiony gdzieś przy szlaku. Ciekawe ile u nas by postał?
- przy drogach nie ma barów/knajp/stacji benzynowych- takowe znajdują się w tylko w miastach. Więc jeśli widzisz znak- następna stacja za 160 km to należy traktować go poważnie- gorzej tylko jak akurat sobie ten znak przeoczysz.

+ kempingi- są czyste, zadbane (pomimo tego że na większości nie ma stałej obsługi), każde miejsce ma swój numer, wystarczającą ilość przestrzeni na zostawienie samochodu, miejsce na palenie ogniska, stolik i ławkę, a sąsiedzi nie są tuż koło twojego namiotu tylko 50 m dalej. Są też kempingi na których nie ma obsługi i trzeba się samemu zarejestrować i zapłacić- za pomocą bardzo sprytnie przemyślanego systemu.

- czerwone migacze w samochodach!!!! Naprawdę są słabo widoczne i nawet sobie człowiek nie zdaje sprawy z tego jak przyzwyczajony jest to naszych europejskich pomarańczowych

- dziwne SKRZYŻOWANIA na których nikt nie ma pierwszeństwa (chyba :p). Są to najzwyklejsze na świecie skrzyżowania równorzędne- tyle że z każdej strony jest znak stop- a pierwszeństwo ma ten który do skrzyżowania dojechał jako pierwszy. Taki system działa tu bez zarzutu, ale mamy obawy że temperament polskich kierowców mógłby takiej próby nie wytrzymać.

+ LUDZIE- gościnność i przyjazne nastawienie z jakim spotkaliśmy się ze strony Kanadyjczyków bije na głowę wszystkie nasze dotychczasowe doświadczenia podróżnicze (nawet Gruzję i ich słynna ‘gruzińską gościnność’)

-  przesłodzone jedzenie – odnosi się wrażenie, że cukier jest wszędzie. Normalne płatki do mleka były tak słodkie że nawet Mateusz miał problem żeby je zjeść. Cukier dodawany jest nawet do chleba, a na śniadanie Kanadyjczycy jadają słodkości w postaci masła orzechowego ( w takim wydaniu nie ma szans na zjedzenie więcej niż jednej kanapki)

-/+ GIGANTYZM- sami nie wiemy czy traktować to jako plus czy minus… Gigantyzm objawia się głównie w dwóch obszarach- samochody i zakupy. Na prowincji można spotkać ogromne pickupy z silnikami 6,5, palące 20 litrów benzyny J  A w sklepie najmniejsze mleko ma 2,5 litra a boczek kupuje się w kilogramowych opakowaniach. W miastach jest z tym trochę lepiej bo można znaleźć mniejsze opakowania.








A na zakończenie gorące podziękowania dla wszystkich sponsorów naszej podroży. DZIĘKUJEMY!!

























PS. następna w planach jest Nowa Zelandia, więc za jakieś 2 lata szykujcie się na powtórkę wesela ;)

sobota, 13 września 2014

Vancouver

11-13.09

Ostatnie trzy dni swoich wakacji w Kanadzie spędziliśmy w Vancouver. Pomimo tego że samo miasto nie jest zbyt duże- ok. 600 tys mieszkańców to da się tu odczuć wielkomiejską atmosferę. Najbardziej 'zaludnioną' częścią miasta jest Downtown. Jest tu masa wieżowców górujących nad wybrzeżem. W większości są to wieżowce mieszkalne, nie biurowce- te znajdują się w innej części miasta. O Vancouver wiedzieliśmy tyle, że nie jest to miasto do zwiedzania. I rzeczywiście nie ma tu zbyt wiele miejsc czy budynków które trzeba odwiedzić. Vancouver trzeba poczuć i zrozumieć. To miasto pełne młodych ludzi którzy zjechali tu nie tylko centralnych prowincji Kanady ale z całego świata. Na ulicach czuć swobodę- w pełnym tego słowa znaczeniu. 
Spacerując po nadbrzeżu można spotkać setki! biegaczy, rowerzystów i rolkarzy. Na trawnikach ludzie mają swoje mini pikniki, a dzieciaki szaleją na placach zabaw. Będąc tu czujesz że powinieneś być fit! :)
Z drugiej strony jest tu masa pubów, klubów i restauracji z jedzeniem na wynos. Miasto też otwarcie wyraża swoje pozytywne nastawienie do związków homoseksualnych i całe przystrojone jest w kolorowe flagi- na drzwiach, dachach łodzi, na pasach itd. 
Wydaje nam się że może być to całkiem fajne miejsce do mieszkania. 



 Stanley Park- park miejski z prawdziwego zdarzenia, obejście go zajęło nam pół dnia 







'tradycyjne' kanadyjskie danie :)


 Chinatown- w przeciwieństwie do tego w Victorii, tu jest całkiem spore i wydaje się funkcjonować jak niezależne miasto. 



Atrakcja turystyczna- kapliczka Jimiego Hendrixa

 Standing paddling- zwany przez Mateusza 'Jesus style surfing'

 Tak wygląda betoniarnia sąsiadująca z niewyżytymi artystycznie studentami akademii sztuk pięknych 







I takim oto widokiem kończymy swoją podróż (ale nie wpisy na blogu)... oby do następnych wakacji.


czwartek, 11 września 2014

Juan de Fuca

9.09

Kolejny dzień na wyspie. Dziś postanowiliśmy przejść kawałek trasy zwanej Juan de Fuca trail. Cała ścieżka ma 45 km długości i prowadzi wzdłuż wybrzeża przez wydmy, laski nadmorskie i klify, a kempingi na trasie znajdują się bezpośrednio na plaży. My zrobiliśmy tylko niewielki kawałek i doszliśmy do plaży o nazwie Mystic Beach. Plaża jest malutka, ale urocza. Ale zdecydowanie chciało by się tu kiedyś wrócić i przejść cały szlak. 


Na plaży znaleźliśmy ogromną huśtawkę, możecie się pewnie domyślić jak dużo czasu tam spędziliśmy.










































Dziś też kończymy swój pobyt na wyspie i wracamy na ląd. Przed nami jeszcze 5 dni w Kandzie. 



Widok na ląd z promu

Victoria

8.09 

Victoria to miasto położone na wyspie Vancouver. Jest stolicą prowincji British Columbia i w przewodnikach nazywana jest 'małą Anglią'. I rzeczywiście "brytyjski klimat" jest wyraźnie wyczuwalny. Jest to zapewne zasługa starannie przystrzyżonych trawników, piętrowych autobusów i żaglowców stojących na redzie. Niemniej jednak troszeczkę nas rozczarowała. Po godzinnym spacerze, rozejrzeniu się tu i tam, ku naszemu zaskoczeniu okazało się że już zobaczyliśmy wszystkie co ciekawsze rzeczy. Największe wrażenie robi wiktoriański budynek parlamentu Kolumbii Brytyjskiej. I właściwie obok sporego historycznego hotelu jest to wszystko co warte jest uwagi. Po zobaczeniu 'starówki' doszliśmy do wnioski że może chinatown jakoś nam zrekompensuje podniesione wydatki na paliwo żeby tu dojechać ;) Ale chinatown okazało się być tylko kawałkiem ulicy z 3 knajpami. No ale wszyscy określają Victorię mianem 'must see' więc trzeba było tam jechać :) 


 Taksówki wodne i wodolot 





Po 'zwiedzeniu' Victorii pojechaliśmy dalej na południowy- zachód wyspy do miasteczka Sooke. 




































Wieczorne czytanie przy ognisku 


Polskie akcenty na wyspie 

niedziela, 7 września 2014

Uwolnić orkę!

6.09

Kolejny dzień na wyspie. Dziś postanowiliśmy popłynąć na małą wycieczkę- w głąb oceanu po to by zobaczyć wieloryby, orki i inne zwierzaki. Niestety wieloryby nie zaszczyciły nas swoją obecnością, ale za to orki jak najbardziej! Są niesamowite!











Tofino

5.09



Tofino, to małe miasteczko na zachodniej stronie Vancouver Island. Życie toczy się tu innym rytmem niż na lądzie. Wokół widać tylko ludzi z wielkimi deskami do surfowania, ludzi na rowerach, wodoloty startujące z zatoki i mewy. Wzdłuż wybrzeża ciągnie się jedna z największych tutaj plaż- Long Beach. Czas płynie nam na czytaniu, opalaniu, ale bez kąpania w oceanie bo woda jest zdecydowanie za zimna. No i oczywiście na podziwianiu rozgwiazd których są tu tysiące! 





A wy gdzie jedliście dziś swoje śniadanie? Bo my nad Oceanem Spokojnym :)