11-13.09
Stanley Park- park miejski z prawdziwego zdarzenia, obejście go zajęło nam pół dnia
Chinatown- w przeciwieństwie do tego w Victorii, tu jest całkiem spore i wydaje się funkcjonować jak niezależne miasto.
Standing paddling- zwany przez Mateusza 'Jesus style surfing'
Tak wygląda betoniarnia sąsiadująca z niewyżytymi artystycznie studentami akademii sztuk pięknych
I takim oto widokiem kończymy swoją podróż (ale nie wpisy na blogu)... oby do następnych wakacji.
Ostatnie trzy dni swoich wakacji w Kanadzie spędziliśmy w Vancouver. Pomimo tego że samo miasto nie jest zbyt duże- ok. 600 tys mieszkańców to da się tu odczuć wielkomiejską atmosferę. Najbardziej 'zaludnioną' częścią miasta jest Downtown. Jest tu masa wieżowców górujących nad wybrzeżem. W większości są to wieżowce mieszkalne, nie biurowce- te znajdują się w innej części miasta. O Vancouver wiedzieliśmy tyle, że nie jest to miasto do zwiedzania. I rzeczywiście nie ma tu zbyt wiele miejsc czy budynków które trzeba odwiedzić. Vancouver trzeba poczuć i zrozumieć. To miasto pełne młodych ludzi którzy zjechali tu nie tylko centralnych prowincji Kanady ale z całego świata. Na ulicach czuć swobodę- w pełnym tego słowa znaczeniu.
Spacerując po nadbrzeżu można spotkać setki! biegaczy, rowerzystów i rolkarzy. Na trawnikach ludzie mają swoje mini pikniki, a dzieciaki szaleją na placach zabaw. Będąc tu czujesz że powinieneś być fit! :)
Z drugiej strony jest tu masa pubów, klubów i restauracji z jedzeniem na wynos. Miasto też otwarcie wyraża swoje pozytywne nastawienie do związków homoseksualnych i całe przystrojone jest w kolorowe flagi- na drzwiach, dachach łodzi, na pasach itd.
Wydaje nam się że może być to całkiem fajne miejsce do mieszkania.
'tradycyjne' kanadyjskie danie :)
Chinatown- w przeciwieństwie do tego w Victorii, tu jest całkiem spore i wydaje się funkcjonować jak niezależne miasto.
Atrakcja turystyczna- kapliczka Jimiego Hendrixa
Tak wygląda betoniarnia sąsiadująca z niewyżytymi artystycznie studentami akademii sztuk pięknych
I takim oto widokiem kończymy swoją podróż (ale nie wpisy na blogu)... oby do następnych wakacji.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz