niedziela, 7 września 2014

W stronę słońca…

2-4.09

Jak pewnie już wiecie, pogoda w górach nas nie rozpieszczała. Chmury, deszcz, mgła- generalnie jesień pełną gębą (w negatywnej swej odsłonie). Po kolejnej nocy u Tobiego postanowiliśmy nie czekać dłużej tylko zmienić plany i jechać na zachód- tam ponoć ma być lepiej.

Niestety w Kanadzie nie ma autostrad (przynajmniej na naszej drodze), jak już jest to droga szybkiego ruchu na której i tak jest ograniczenie do 90 a czasem i 60. Odległości między miastami są bardzo duże i niestety podróż 400 km zajmuje 7- 8 godzin (chyba zaczniemy doceniać polskie drogi).

2.09 naszym celem było dojechać do Cache Creek- najbardziej suchego miejsca w Kanadzie- ‘tam przecież nie powinno padać, nie?!’ Po 200 km od granicy gór skalistych krajobraz zmienił się diametralnie. Z wysokogórskiego, w stepowy. Po drodze mijaliśmy kolejne małe miasteczka rodem z dzikiego zachodu.

3.09 rozpoczęliśmy dalszą podróż w stronę wybrzeża historyczną drogą z czasów gorączki złota. Kolejne 100 km i znowu zupełnie inne otoczenie. Tym razem naszym oczom ukazały się piękne panoramy gór pochodzenia wulkanicznego- Garibaldi Park. Zrobiliśmy sobie krótki stop w miasteczku Whistler, w którym odbywały się zawody podczas zimowej olimpiady w 2010 roku. Miasto jest bardzo zadbane, wszystko do siebie pasuje (nie jak w naszym Zakopanym) i chyba nie istnieje sport którego nie można tam uprawiać. Widząc ilość stoków narciarskich na zboczach gór aż chciałoby się tu przyjechać zimą.  Zwiedziliśmy również małe indiańskie miasteczko (ciekawostka: w Kanadzie nie można mówić Indianie, poprawnie politycznie jest: ludzie pierwszego narodu). Pod koniec dnia dojechaliśmy w pobliże Vancouver i przed ostatnim promem popłynęliśmy na ogromną wyspę- Vancouver Island, a naszym oczom ukazały się piękne morskie krajobrazy. Na wyspie byliśmy koło 22 wymordowani całym dniem jazdy. 4.09 ruszyliśmy w ostatni już etap tej długiej drugi- do małego miasteczka Tofino o którym więcej w następnym poście. Po drodze wstąpiliśmy do małego ‘lasku’ w którym rosną ogromne! 800- letnie drzewa.
A teraz świeża porcja zdjęć z drogi.




Prawdziwy amerykański motel przy drodze, taki w którym na filmach zawsze kogoś zabijają albo przynajmniej łapią jakiegoś przemytnika :)




Prawdziwy indiański McDonald


Whistler





Drzewa są tak duże że ciężko im zrobić dobre zdjęcie


To np. ma 76 m wysokości 







1 komentarz:

  1. Co do pierwszego zdjęcia: ALE TAM BYŁBY ZAJEBISTY LIGHTPAINTING! :D

    MW

    OdpowiedzUsuń