2-4.09
Jak pewnie już wiecie, pogoda w
górach nas nie rozpieszczała. Chmury, deszcz, mgła- generalnie jesień pełną
gębą (w negatywnej swej odsłonie). Po kolejnej nocy u Tobiego postanowiliśmy
nie czekać dłużej tylko zmienić plany i jechać na zachód- tam ponoć ma być
lepiej.
Niestety w Kanadzie nie ma
autostrad (przynajmniej na naszej drodze), jak już jest to droga szybkiego
ruchu na której i tak jest ograniczenie do 90 a czasem i 60. Odległości między
miastami są bardzo duże i niestety podróż 400 km zajmuje 7- 8 godzin (chyba
zaczniemy doceniać polskie drogi).
2.09 naszym celem było dojechać
do Cache Creek- najbardziej suchego miejsca w Kanadzie- ‘tam przecież nie
powinno padać, nie?!’ Po 200 km od granicy gór skalistych krajobraz zmienił się
diametralnie. Z wysokogórskiego, w stepowy. Po drodze mijaliśmy kolejne małe
miasteczka rodem z dzikiego zachodu.
3.09 rozpoczęliśmy dalszą podróż
w stronę wybrzeża historyczną drogą z czasów gorączki złota. Kolejne 100 km i
znowu zupełnie inne otoczenie. Tym razem naszym oczom ukazały się piękne
panoramy gór pochodzenia wulkanicznego- Garibaldi Park. Zrobiliśmy sobie krótki
stop w miasteczku Whistler, w którym odbywały się zawody podczas zimowej
olimpiady w 2010 roku. Miasto jest bardzo zadbane, wszystko do siebie pasuje
(nie jak w naszym Zakopanym) i chyba nie istnieje sport którego nie można tam
uprawiać. Widząc ilość stoków narciarskich na zboczach gór aż chciałoby się tu
przyjechać zimą. Zwiedziliśmy również
małe indiańskie miasteczko (ciekawostka: w Kanadzie nie można mówić Indianie,
poprawnie politycznie jest: ludzie pierwszego narodu). Pod koniec dnia
dojechaliśmy w pobliże Vancouver i przed ostatnim promem popłynęliśmy na
ogromną wyspę- Vancouver Island, a naszym oczom ukazały się piękne morskie
krajobrazy. Na wyspie byliśmy koło 22 wymordowani całym dniem jazdy. 4.09
ruszyliśmy w ostatni już etap tej długiej drugi- do małego miasteczka Tofino o
którym więcej w następnym poście. Po drodze wstąpiliśmy do małego ‘lasku’ w
którym rosną ogromne! 800- letnie drzewa.
A teraz świeża porcja zdjęć z
drogi.
Prawdziwy amerykański motel przy drodze, taki w którym na filmach zawsze kogoś zabijają albo przynajmniej łapią jakiegoś przemytnika :)
Prawdziwy indiański McDonald
Whistler
Drzewa są tak duże że ciężko im zrobić dobre zdjęcie
To np. ma 76 m wysokości